Dziki w kuchni

Nie ma lipy, już całą wypiłam :)

Gdy kwitnie rozsiewa swój zapach na kilkanaście metrów. Lubią ją pszczoły, zielarki i rzeźbiarze. Pierwsze za pyłek i nektar, drugie za nieocenione właściwości lecznicze a ostatni za miękkie i łatwe w obróbce drewno. Opiekunka domostw, od wieków poważana i w pewien sposób czczona. Pierwsze lipy szerokolistne (Tilia platyphyllos L.) zaczęły kwitnąć już w połowie maja, zazwyczaj powinny rozwijać kwiaty od czerwca do lipca. Kwitną 2 tygodnie wcześniej niż ich siostry lipy drobnolistne (Tilia cordata Mill.). Zbieram kwiaty na susz, chociaż bardzo nie lubię ani smaku ani zapachu naparu. W tym roku chciałam trochę poeksperymentować z lipą w kuchni, więc zrobiłam dżem truskawkowy z kwiatami lipy i nastawiłam lipową lemoniadę.

Dzisiaj ją spróbowałam i muszę przyznać, że jest świetna, z cytryną i lodem idealnie ugasi pragnienie w gorące dni. Jeśli macie gdzieś w cieniu lipę lub mieszkacie wyżej w górach, szorujcie po kwiaty i też sobie takie pyszności nastawcie. A jeśli nie to zapamiętajcie przepis na przyszły rok 😉 Odnośnie dżemu z truskawek i lipy to hymmm połączenie smaków a raczej zapachów jest mocno zaskakujące. Jeśli marzyliście kiedyś o dżemie z arbuza, to zawsze możecie wybrać opcję truskawek i kwiatów lipy, bo właśnie tak te rośliny w połączeniu pachną. Jak stwierdziła moja mam „ale wali słodkim ogórem”, także co kto lubi ;p

Do zrobienia napoju z lekkim kopniakiem prądu wykorzystałam przepis podstawowy na lemoniadę z kwiatów bzu czarnego wg. Łukasza Łuczaja z książki Dzika Kuchnia. Trochę go zmodyfikowałam, już w sumie sama nie pamiętam jak, ale robiłam z niego lemoniadę z bzu czarnego i z wiązówki błotnej. Obie z powodzeniem. 

LL, czyli lipowa lemoniada

  • Na prawie 5 l lemoniady
  • 5 garści kwiatów lipy (bez podsadki- tego listka przy kwiatach)
  • 0,6 kg cukru
  • 1 cytryna
  • 4,5 l przegotowanej wystudzonej woda

I krótka fermentacja:

Do szklanej miski wkładamy oczyszczone z wszelkiego życia kwiaty i zalewamy zimnym syropem przygotowanym z pół szklanki cukru na 0,5 l wody. Miskę przykrywamy talerzykiem i odstawiamy w ciepłe miejsce na 3 lub więcej dni. Patrzymy czy robią się bąbelki i nie pleśnieją kwiaty. 

II fermentacja

Następnie po tym czasie wieczorem robimy syrop z 4 l wody i 0,5 kg cukru. Syrop pozostawiamy do zupełnego ostygnięcia przez całą noc. Rano z miski w której odbywała się 1 fermentacja wyciągamy kwiaty, możemy je lekko wycisnąć- powinny być trochę śliskie od syropu i drobnoustrojów. Pozostałość zlewamy do słoika, im więcej osadu uda się przelać tym lepiej, wyciskamy całą cytrynę. Słoik dopełniamy syropem cukrowym, tak by pozostało około o,5 l objętości na wytwarzający się gaz i odkładamy w ciepłe miejsce. Kontrolujemy ilość wytwarzające się gazu i w razie potrzeby otwieramy słoik. Po 4-5 dniach można spróbować lemoniady. Jeśli jest lekko gazowana i nie czuć ją drożdżami można potrzymać ją jeszcze kilka dni w cieple. Jeśli się już fajnie nagazowała to warto przelać ją do mniejszych butelek i wstawić do chłodnego miejsca np. lodówki czy zimnej piwnicy. U mnie żadna lemoniada nie przetrwała tyle 😉

Jak podawać?

Moje lemoniady są słodkie, mają fajny aromat kwiatów z których są zrobione ale można dodatkowo przed podaniem doprawić je cytryną i koniecznie należy ją schłodzić lub dodać do niej lodu. Jeśli nie za bardzo lubicie płynne słodycze to zawsze możecie dodać do lemoniady wodę gazowaną. Świetnie ugasi pragnienie w gorący wieczór. A no i oczywiście lemoniady produkowane są za pomocą fermentacji alkoholowej, tak zawierają niewielką ilość etanolu (nie wiem ile), mój brat mówi, że dzikie drożdże mogą mieć w takich warunkach eldorado i wyprodukować sporo alkoholu nawet do kilku procent (mi się jeszcze nic takiego nie zdarzyło), więc lepiej po wypiciu lemoniady nie wsiadać za kółko. 

Tak sobie myślę, że chyba o tych właściwościach kwiatów lipy to napiszę w przyszłym roku 😀

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *